środa, 31 października 2012

Halloween

W przyszłym tygodniu Kuba ma pierwszą w swoim życiu imprezę halloweenową. I od razu powiedział, że on po prostu musi być kościotrupem i nie ma nawet mowy o innym stroju. Mama więc grzecznie kostium  zamówiła, oby tylko doszedł na czas.





Przy okazji poszukiwań znalazłam również takie:


Halloween, przebranie na Halloween, przebranie dla dziecka

Halloween, przebranie na Halloween, dziecko żółw, przebranie dla dziecka


Dla mnie ubranie dziecka w coś takiego jest jakimś wielkim nieporozumieniem.
Za to takie nawet mi się podobają:

przebrania karnawałowe dla maluszka



Ach, gdzie te czasy, kiedy samemu przebierało się i bawiło:)

A jutro, jak co roku, odwiedzamy cztery cmentarze. W piątek może pojedziemy do rodziny D, jako,że jego rodzina mieszka jakieś 40 km od Łodzi, czeka nas nie lada wycieczka. Pierwszy raz w większym składzie. W zeszłym roku nie byliśmy nigdzie, ponieważ ja ledwo się ruszałam i  lekarz straszył wizją rychłego porodu. Pomylił się i to nieźle, ponieważ tydzień później, dokładnie 6 listopada, poszłam do szpitala na wywołanie. 
I tak, nawet nie wiem kiedy, zleciał rok...
Mam nadzieję, że Maja zniesie jakoś jutrzejsze wycieczki i nie zrobi nam jakiejś niespodzianki.

Wreszcie zdecydowaliśmy się i zamówiliśmy prezent urodzinowy dla Mai, ale to już pokażemy w swoim czasie... 
Na razie uciekam łapać Majkę, która właśnie się przebudziła i próbuje zejść z naszego łóżka... :)


niedziela, 28 października 2012

A u nas zima!

Zima w tym roku zaskoczyła nie tylko drogowców!
My nie byliśmy przygotowani na nią w żaden sposób. Kuba marudził cały dzień, że sanki u dziadków, że na spacer po śniegu nie pójdzie, bo zimowych butów nie ma, tylko kurtka z zeszłego roku o dziwo okazała się jeszcze dobra. 
Jedynie Maja jako tako miała się w co ubrać.
W piątek kupiliśmy jej pierwsze buciki. Długo chodziliśmy, wybieraliśmy i w końcu wybór padł na takie oto już zimowe:


Buciki firmy Lasocki. Nie braliśmy jej w ogóle pod uwagę, ale zaskoczyła nas ich jakość i wykonanie. Są w całości ze skóry, ładnie wyprofilowane, w środku dobrze ocieplone i nie za wysokie jak większość zimowych butów. Z tego co pamiętam  Kubie na pierwszą zimę (miał 11 miesięcy) kupiłam właśnie takie wyższe i kompletnie nie umiał w nich chodzić. No i cena bucików też mało wygórowana.
Rozmiar całe 20. I to jeszcze trochę za duże :)

Niestety nie udało się jeszcze przetestować, gdyż Maja usnęła od razu, jak tylko poczuła ostrzejsze powietrze. Stwierdziła, że nie będzie wychylać się z pod koca w taką pogodę.


A na dworze -3 stopnie i takie widoki:




Maja nabyła  nową umiejętność stania w miejscu bez podtrzymywania przez dłuższy czas i chodzenia przy jeździku-pchaczu albo krzesełku biurkowym. No i jeszcze mamy nowego ząbka. W ciągu miesiąca zrobiło się ich aż 6!



Na koniec jeszcze trochę zdjęć z sobotniej wizyty u dziadków:


Maja w koralach babci. Zobaczyła, że babcia ma takie na szyi i sama założyła sobie drugie. Rośnie nam mała modnisia :)





I domowe:




Daisypath Happy Birthday tickers

środa, 24 października 2012

Przedszkolnie i przedurodzinowo

 Jak co roku przedszkole Kuby odwiedził fotograf. Spędził z dziećmi pół dnia i porobił parę zdjęć. Zdjęcia nie były pozowane, z wyjątkiem grupowego, fotograf bawił się z dziećmi, rozmawiał i spontanicznie cykał fotki. Zdjęcia, jak co roku, bardzo fajnie wyszły i wszyscy rodzice byli zgodni, że  są o wiele lepsze niż takie tradycyjne pozowane.
Oto odrobina efektów pracy fotografa:





To ostatni rok Kuby w przedszkolu. Za rok od września  idzie do szkoły,  Maja pod opiekę niani a ja do pracy. Czuję, że to będzie stresujący okres...

A do urodzin Mai został niecały tydzień a my z mężem  powoli  szykujemy, planujemy i zamawiamy... Czasu mamy trochę więcej, ponieważ imprezę zaplanowaliśmy nieco później.
Początkowo mieliśmy zaprosić tylko dziadków do nas na tort i jakiś mały poczęstunek, ale niespodziewanie lista gości zaczęła nam się wydłużać ( na razie stanęło na 16 osobach) więc zdecydowaliśmy się przenieść  do dziadków z uwagi na większe mieszkanie. 
Menu z grubsza mamy już ustalone. Zastanawiamy się tylko nad tortem. Będzie zamówiony w cukierni, jako,że ja nigdy nie robiłam tortu i obawiam się, że mógłby mi po prostu się nie udać. A po za tym wygląda na to, że będę musiała naszykować wszystko sama, ponieważ D. najprawdopodobniej wróci z Niemiec dopiero na same urodziny.

Strasznie podobają mi się takie torty:









Znalazłam też i taki, ale raczej z myślą o sobie :)


zdjęcia źródło

Ale to może na drugie urodziny, kiedy Maja będzie już cokolwiek kojarzyła i może pamiętała. Na razie postawimy na tradycyjny tort z bitą śmietaną, biszkoptem i owocami, czyli coś co mała będzie mogła też spróbować.
Strój, jak to przystało na dziewczynkę mającą mamę zakupoholiczkę, został wybrany i zakupiony, ale to już pokażemy w dniu urodzin.

A Maja walczy jeszcze z katarem, który nie chce jej opuścić, ale po za tym jest już w porządku. Najważniejsze, że humor wrócił i mała psoci jak zwykle. 
Powoli wychodzi jej też druga dwójka na górze, więc noce mamy różne. Potrafi obudzić się się parę razy w nocy i oczywiście znowu śpi z nami, więc budzimy się połamani z np. nogą Mai na brzuchu...

Coraz częściej Maja porusza się na nóżkach, nie przechodząc na czworaki, trzymając się łóżka, półek lub po prostu ściany. Może zrobi nam niespodziankę i pójdzie sama na roczek ?
Rozumie też już bardzo dużo, pomaga przy rozbieraniu, z ubieraniem jest gorzej, po przyjściu ze spaceru mówię do niej "zdejmij czapkę" i zdejmuje sama.

Niestety na spacerze nieraz też...


a później żeby mama nie założyła jej z powrotem, próbuje ją zjeść :D


Kuba spaceruje z siostrą:


A tu wizyta u dziadków. Babcia wyciągnęła stary wózek po mojej chrześnicy, tylko nie było lalki, więc Maja  musiała ją zastąpić :


Zdjęcia z telefonu, więc z góry przepraszam za jakość.

środa, 17 października 2012

Kurujemy się...

Dopadł nas jakiś wirus. W niedzielę robiliśmy Mai badania i okazało się, że na szczęście to nie zapalenie układu moczowego, mocz w porządku. A tego obawialiśmy się najbardziej. Lekarz podejrzewał trzydniówkę z uwagi na brak innych objawów, ale gorączka przeszła już w poniedziałek i oczywiście nie ma żadnej wysypki więc możemy ją raczej też wykluczyć. Wczoraj mieliśmy już prawie zdrowe dziecko, i myśleliśmy, że to już koniec, a od dzisiaj Maja znów jakaś niewyraźna  i straciła apetyt. Podejrzewam, że zaraził ją tym razem  Kuba, który od niedzieli walczy z katarem i bólem gardła... 
Na całe szczęście w  poniedziałek nad ranem mąż zrobił nam niespodziankę i wrócił do domu. Miał przyjechać później, ale z uwagi na możliwość ponownego szpitala spakował się szybko i wrócił wcześniej niż zamierzał. Zostaje w domu do końca tygodnia i rusza dalej pracować. Także na razie siedzimy sobie w domu wszyscy...
Ach, dawno tak nie było... Są też i plusy chorowania :)



sobota, 13 października 2012

Znowu...?

Dziś miał być dzień idealny. Dziś rano postanowiłam, że udowodnię sobie samej, że jestem całkowicie samowystarczalna i  bez żadnych problemów jestem w stanie samemu ogarnąć dom ,dzieci no i samochód...
Dzień zaczął się więc, tak jak przystało na wolną sobotę, wspólnym śniadaniem, później sprzątanie domu, pranie, zakupy, obiad Mai, obiad nasz i to nie byle jaki (mój pierwszy porządny w tym tygodniu). I wydawać by się mogło, że wszystko idzie zgodnie z planem a nawet lepiej. Dzieci nakarmione, ładnie ubrane, dom wysprzątany, lodówka pełna. O godzinie 14.30 wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy najpierw w kierunku stacji benzynowej. I tu wstyd się przyznać,  ale tankowałam auto po raz pierwszy sama i zastanawiałam się czy czegoś nie odstawię. Zawsze tankował D. oba auta. Udało się nie zrobić z siebie blondynki.. Później wizyta u moich dziadków. Dzień wcześniej upiekliśmy z Kubą ciasto specjalnie dla nich. Ciasto zabrane, od razu zostało przekazane w ręce babci. Dzieci zadowolone, ponieważ dawno nie widziały dziadków. Nawet Maja o dziwo czuła się dość pewnie. Jednym słowem idealnie... Nic nie wskazywało na to, że ten dzień może skończyć się kiepsko.
Maja nagle zrobiła się śpiąca, ale dałam jej niezawodnego chrupka. Wzięła go z ochotą, ale za chwile patrzę a chrupek leży na podłodze a Maja jakaś taka ospała, ale bawi się dalej. W głowie tylko śmignęła mi myśl, że coś tu nie gra, ale pomyślałam sobie, że przecież zjadła swój obiad i trochę mojego i pewnie nie jest głodna. Mała wytrzymała jeszcze jakieś  pół godziny i nastał kryzys. Przyraczkowała do mnie, wzięłam ją na kolana, przytuliła się do mnie. Dotknęłam jej czoła- gorące... dalej już była tylko szybka ewakuacja do domu. Nie mówiłam nawet nic dziadkom, żeby się nie martwili. W domu zmierzyłam temperaturę  38,8 stopni. Skąd to cholerstwo się wzięło? W drodze powrotnej tysiąc myśli w głowie. Przecież do popołudnia było ok. Apetyt miał jak zwykle, humor też. Na myśl przychodzi mi tylko powtórka z sierpnia. Tak samo się zaczęło i lekarz ostrzegał, że może nawracać :/
I tu moja samodzielność poległa. Wizja szpitala przesłoniła wszystko... 
Mężu wróć!!!


Na chwilę przed kryzysem 








czwartek, 11 października 2012

Ząbki

Co powiecie na takie uzębienie?



Wygląda to przekomicznie, ale druga jedynka i dwójka też już idzie na szczęście :D
Jutro będę polować z aparatem, ale nie obiecuję sukcesów...

wtorek, 9 października 2012

Jesień

Przyszła do nas taka prawdziwa. Z kasztanami, słońcem, chodnikami pełnymi złotych liści no i temperaturą, która aż prosi o wyciągnięcie z szafek ciepłych butów, czapek, szalików i rękawiczek.










Maja miała dziś zostać po raz pierwszy sama u mojej babci na dwie godzinki. Ja z Kubą miałam umówioną wizytę u logopedy. Zawsze zostawał D., ale teraz jak wiecie go nie ma, więc stwierdziłyśmy wspólnie z babcią, że musi być w końcu ten pierwszy raz. Specjalnie przyjechaliśmy trochę wcześniej, żeby Maja poczuła się pewniej. Na początku bawiła się i nawet nie zwracała na mnie zbytnio uwagi. Zaczepiała babcię i dziadka, powyciągała ukryte zabawki (niektóre jeszcze po mnie) i wydawało nam się, że nie będzie problemu. Do czasu... Zdążyłam tylko powiedzieć, że będę się zbierała a babcia odpowiedziała, że da radę, a Maja w ciągu sekundy już była przy mnie. Nie wiem skąd to się bierze u dzieci, czy to zasługa intuicji? Przecież chyba jeszcze nie zrozumiała znaczenia słów? Albo tylko mi się tak wydaje, że moja córka tak mało rozumie...



Nie dałam rady wyjść sama. Skończyło się na tym, że Maja nie odstąpiła mnie już nawet na krok, a kiedy zaczęłam się ubierać do wyjścia, był już tylko płacz. Chcąc nie chcąc, było mi żal ją zostawić taką zapłakaną ,więc zabrałam ją ze sobą...
I okazało się, że nawet dobrze się stało, ponieważ na miejscu dowiedzieliśmy się, że pani logopeda zachorowała i nikt nie raczył nas nawet o tym poinformować...
Może następnym razem się uda przechytrzyć Maję. Będziemy próbować, ponieważ w tym roku chcielibyśmy pójść gdzieś w końcu np. na sylwestra :)

niedziela, 7 października 2012

Czas próby

Dziś wieczorem mój mąż wyjechał do pracy za granicę. W planach ma go nie być dwa,  może trzy tygodnie. Później wróci może na tydzień i jedzie znowu. To będzie najdłuższa nasza rozłąka odkąd jesteśmy razem. Najdłuższa i zarazem pierwsza. Jak do tej pory zawsze był gdzieś obok. Zawsze mogłam na niego liczyć. Odwoził Kubę i przywoził z przedszkola, robił zakupy, codziennie rano , nawet o 5 godz, chodził po świeży chleb i bułeczki, robił kolacje, nie raz śniadania, zawsze tankował i mył  mi samochód  i wiele innych  rzeczy, które teraz spadną na mnie.
W myślach już zdążyłam jakoś to sobie poukładać, wiem, że dam radę, że jakoś sobie poradzimy tu sami. Mam taką nadzieję... Dziękowałam mu dzisiaj, że ponad rok temu namówił mnie na zrobienie prawa jazdy.
Mimo tego, że przed wyjazdem długo rozmawialiśmy na ten temat, rozważaliśmy wszystkie za i przeciw, to w momencie kiedy zamknęły się za nim drzwi, jakoś tak zrobiło mi się  bardzo smutno i źle a łzy same popłynęły po policzkach. I nie chodzi tu o to, że będę tęsknić (chociaż będę na pewno). Jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie, że będę miała dom, dzieci, męża, że będziemy mieli siebie, że zawsze będziemy  razem. Wtedy nie myślałam tylko, że do tego wszystkiego potrzebne są pieniądze. I to właśnie przez nie moje dzieci będą widziały swojego tatę tylko tydzień w miesiącu i że może nie będzie go przy nich kiedy będą go potrzebowały. Nie tak wyobrażałam sobie nasze życie... A wszystko po to, żeby zapewnić dzieciom życie na jakimś poziomie. ponieważ przykro patrzeć, kiedy przychodzą wakacje a my zastanawiamy się co począć z dzieckiem przez dwa miesiące, kiedy ledwo nas stać na dwa tygodnie nad morzem... Chcielibyśmy, żeby nasze dzieci miały lepsze życie niż my i mogły chodzić na wybrane zajęcia dodatkowe, wyjeżdżać na wakacje i  ferie zimowe.
Na razie D. pojechał na próbę. Co dalej będzie- zobaczymy. Może my pojedziemy tam do niego, może on zostanie jednak w Polsce... Trudne jest życie w dzisiejszych czasach.
Zwłaszcza, że wspólnie zdecydowaliśmy się, że nie wrócę jeszcze do pracy i zostanę z Mają w domu. Szkoda nam posyłać ją do żłobka a  nie mamy nikogo godnego zaufania, który by zajął się nią w czasie kiedy ja byłabym w pracy. Moja mama jeszcze pracuje, teściowa daleko. A o nianiach z ogłoszenia tyle się słyszy, że aż włos się jeży na głowie... Zresztą była to głównie decyzja D. i zostałam poniekąd zmuszona do wzięcia  urlopu wychowawczego. Powiedział, żebym nawet o tym nie myślała...Maja jest jego księżniczką, oczkiem w głowie i dziś widziałam jak ciężko było mu z nią się pożegnać. 
Pozostały nam tylko czekać, tęsknić no i dzwonić... :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...