Ostatnio na blogach pojawiło się wiele tekstów odnośnie wychowywania dzieci i o "ciociach dobra rada". Chyba nie ma mamy, która choć raz nie usłyszała krytyki pod swoim adresem odnośnie sposobu wychowywania własnego dziecka czy to od rodziny czy od zupełnie obcych osób. Ja osobiście strasznie nie lubię uwag, że np za ciepło ubieram dzieci, za zimno, że zmarzną, że powinny się zachowywać tak a nie inaczej, że powinnam wymagać mniej a za chwilę więcej. Myślę, że żadna matka tego nie lubi a jak często to właśnie one kierują takie uwagi w stosunku do innych.
Pół biedy jeśli jest to własna matka, teściowa, babcia, bo one w swoim mniemaniu działają przecież najczęściej w dobrej wierze, choć często powodują skutek odwrotny. Co innego jeśli jest to zupełnie obca osoba, którą guzik tak naprawdę obchodzi moje dziecko a chce ona jedynie pokazać, że przecież ona wie lepiej bo sama ma dzieci,ma wykształcenie pedagogiczne (które z praktyką nie ma nic wspólnego) lub po prostu przeczytała kiedyś jakąś mądrą książkę.
Osobiście też bardzo nie podoba mi się generalizowanie wszystkich dzieci, które najczęściej widać w żłobkach czy przedszkolach. Panie tam mają jedną regułę na wszystkie dzieci, nie patrząc, że przecież każde z nich jest zupełnie inne. Jedno przystosowuje się do nowej sytuacji dzień, dwa a drugie miesiąc.
Do tej pory wychowując Maję w domu miałam pewien schemat, którego się trzymałyśmy. Nigdy nie czytałam żadnych mądrych poradników, księżyk, nie interesowałam się co to jest RB, BLW itp. Ba, pewnie gdybym nie miała bloga i nie czytała innych nawet nie wiedziałbym, że takie pojęcia istnieją. Pojęcia, bo same metody, jak np to, że niemowlę je samo ręką stosowałam już z Kubą, gdzie jeszcze te 6 lat temu nie było słychać o czymś takim jak BLW. Po prostu wydawało mi się to naturalne, jak i to, że dziecko od samego początku potrzebuje głównie ciepła, miłości i zrozumienia.
To czy ja karmię piersią czy butelką, czy śpię z dzieckiem, czy osobno nie powinno nikogo obchodzić, bo na pewno wszystko co robię , robię z miłością i z miłości do własnych dzieci.
Mając dwójkę dzieci nauczyłam się, że każde dziecko jest inne i nie ma jednej recepty na wychowanie. Nie ma reguły, która pasowała by zarówno do jednego jak i do drugiego. I tak np. Kuba od najmłodszego uwielbiał spać ze mną w łóżku przytulany i smyrany po policzku, tak Maja nie uśnie, jeśli nie będzie w swoim własnym łóżeczku i nie będzie miała ciszy i zgaszonego światła.
Ot, dwoje dzieci wychowanych przez te same osoby a jakże innych.
Od jakiegoś czasu Maja poszła do żłobka i tu zaczęły się schody. Bo co innego, kiedy słyszy się uwagi od innych, które tak naprawdę wypuszcza się drugim uchem, a co innego, kiedy ktoś swoje racje zaczyna wcielać w nasze życie i wychowanie naszego dziecka.
Już pierwszego dnia usłyszałam od jednej z pań, że za ciepło ubrałam Maję, choć ja zmarzłam w swetrze siedząc tam z nią dwie godziny. Maja miała body i cienką bluzeczkę i przesiedziała koło mnie cały czas. Bo skoro innemu dziecku biegającemu i bawiącemu się cały czas było ciepło, to i Mai, która z reguły bawi się w miejscu i jest ogólnie zmarzluchem, też powinno.
Wczoraj znów uwaga, że Maja nie pozwala sobie pomagać przy obiedzie. Na moje pytanie czy zjadła wszystko pani powiedziała, że tak, ale trochę się zalała. Czyli przysporzyła im problemu, bo jadła dłużej i musiały panie zmienić jej bluzkę.
Szkoda, że panie nie widziały ile to ja się z nią namęczyłam, żeby zechciała sama wsiąść łyżkę do ręki, bo bardzo długo nie była tym w ogóle zainteresowana.
Inna sprawa picia. Na moje pytanie czy mogę przynieść niekapek, bo Maja tylko z takiego pije, padła odpowiedź, że jak to niekapek! W tym wieku absolutnie nie wolno, bo niszczy zgryz!
Przytoczę tu jeszcze jeden przykład też wczorajszy tym razem z przedszkola. Kuba w grupie ma system kar i nagród. Dzieci są oceniane za pomocą znaczków. Za złe zachowanie chmurka, za dobre zwierzątko. Znaczki przyczepiane są na tablicy, nie na dziecku!
Jeśli dziecko nie ma chmurki, w piątek może przynieść zabawkę. Każdą chmurkę ma szansę poprawić.
Z tego co słyszę jest tak w większości przedszkolach i ja nie jestem temu całkowicie przeciwna. Panie muszą sobie radzić jakoś z dziećmi a dzięki temu dzieci mają motywację do np pomagania przy obiedzie.
Kuba wczoraj dostał chmurkę a ja zostałam wezwana na górę do pani. Idąc po schodach wyobrażałam sobie niewiadoma jakie historie, ale to co usłyszałam wprawiło mnie w osłupienie.
Pierwsze co powiedziała pani z wielkim oburzeniem, to to, że Kuba był dziś niegrzeczny.
I tu całkowicie przestałam myśleć o tym, co mógł nawywijać, bo słysząc taką uwagę na temat dziecka, z którym z reguły nie ma żadnych problemów, nie mogłam się powstrzymać od komentarza i spytałam się jak to, on cały dzień był niegrzeczny?
Dalej usłyszałam, że Kuba poszedł do łazienki i zmoczył sobie włosy, po czym bez żadnego pytania jak, po co i dlaczego dostał chmurkę i łatkę "niegrzeczny" i usłyszałam, że po powrocie do domu koniecznie powinnam wymierzyć mu karę.
Spytałam się pani czy w ogóle zapytała się go dlaczego tak zrobił, pani powiedziała, że nie.
A gdyby się spytała, usłyszała by, że Kuba choruje ostatnio na irokeza i zapewne chciał na wodę postawić sobie włosy, by podobać się swojej "żonie".
Czy zachował się niegrzecznie? Moim zdaniem raczej niewłaściwie. Ale czy pani powinna go od razu bez pytania oceniać i szufladkować?
Oczywiście po wyjściu z przedszkola rozmawiałam z Kubą na temat moczenia włosów. Ale nie uważam, że sytuacja wymagała wymierzenia jakiejkolwiek kary, jak to sugerowała pani. Wystarczyło tylko wytłumaczyć.
A jednak niesmak pozostał....
Posyłając dziecko do żłobka, przedszkola czy szkoły nie da się uniknąć niestety takich sytuacji a wręcz czym dziecko starsze, tym zdarzają się one częściej.
Nam rodzicom pozostaje tylko z dzieckiem rozmawiać, tłumaczyć i słuchać.
Bo to w końcu my, a nie kto inny, znamy nasze dzieci najlepiej i sami wiemy, co dla niech jest dobre a co nie. A uwagi od "cioć", jak to napisałam wcześniej, wpuszczać jednym uchem a drugim...