czwartek, 30 maja 2013

Nie tak miało być

Oj,  jak ja czekałam na ten długi weekend. 
Miało być ciepło, słonecznie, mieliśmy spędzić go rodzinnie we czwórkę.
Niestety wszystkie nasze plany wzięły w łeb...  
Mąż nie dojechał z przyczyn losowych, ale się stara. Może (szanse są niewielkie, ale są!) dojedzie w sobotę chociaż na dwa dni. Bardzo na to liczę, bo stęsknieni jesteśmy już bardzo.
Pogoda sami wiecie jaka jest. Na pewno nie weekendowa i mało spacerowa. Bez parasolki ani rusz.
Choć Maja jest bardzo zaciekawiona burzą i za każdym razem, jak słyszy grzmot patrzy na mnie mówi "mama, buzia" czyt. burza. A potem biegnie do okna jakby chciała ją zobaczyć :)
A do tego wszystkiego Majce wychodzi trójka na dole i  cały dzień wkłada paluszki do buzi i mówi "boli". 
Bidulka moja mała od wczoraj nie ma ani humoru ani apetytu. Nie pomogły nawet jej ulubione winogrona...
Nie przeszkadza jej to jednak zupełnie  w uczeniu nowych słówek.
 Ostatnio co dzień jakieś nowe wchodzą do jej słownika.
Od wczoraj króluje "nie chce". 

W wolnych chwilach
Maja  na nowo odkrywa drewniane układanki, które dostała już jakiś czas temu.
Teraz nie sprawiają jej już żadnego problemu i Maja cieszy się ogromnie za każdym razem, kiedy którąś ułoży.
Musimy zapatrzeć się w jakieś bardziej skomplikowane wersje.
Dzień dziecka będzie doskonałym pretekstem do tego.




Oczywiście nagrodą są brawa.


 Przymiarka do hulajnogi kolegi:
 

Hmm, to nie może być bardzo trudne...



Jest! Udało się! 
Tylko dlaczego nie jadę?!





Życzę Wam udanego weekendu :)






poniedziałek, 27 maja 2013

Szczęście

Ktoś ostatnio zapytał mnie czy jestem szczęśliwa. 
Nie powiem żeby odpowiedź była dla mnie łatwa.
W sumie była tak trochę wymijająca ,że nie zastanawiałam się nad tym, ale nie mamy mieszkania, mąż za granicą itd i ,że mogłoby być lepiej...
Wieczorem znów nasunęło mi się to pytanie i sama siebie zganiłam za to co powiedziałam.
 Jakoś tak głupio mi się zrobiło, że tak ponarzekałam wcześniej. Zdałam sobie sprawę, że nie doceniam tego co mam. A mam naprawdę wiele. Biegnę do przodu myśląc tylko o tym co będzie jutro, za miesiąc czy rok. A czasem trzeba się zatrzymać, posłuchać siebie, swoich dzieci. Cieszyć się chwilą, która jest tu i teraz.

Czy jestem szczęśliwa?
Męża na co dzień nie ma z nami, ale dzwoni , widzimy się na skypie jakąś godzinę dziennie, wysyłamy sobie smsy w ciągu dnia i w sumie wreszcie ze sobą rozmawiamy. Znów się zaprzyjaźniliśmy. A dzięki tej rozłące tęsknimy i bardziej dbamy o nasz związek.
Już za parę dni znów się zobaczymy. Mąż będzie z nami przez prawie cały tydzień.
A co najważniejsze, dzięki temu, że On tam jest a nie tu z nami, mam ten luksus, że mogę być w domu z Mają , patrzeć na jej pierwsze kroki, słuchać pierwszych słów, bawić się, tulić zawsze kiedy mnie potrzebuje, czytać bajki codziennie na dobranoc i przybiegać do niej rano, kiedy się obudzi.
Co z tego, że nie mamy własnego mieszkania? Mamy  dach nad głową. Miejsce, gdzie jest nam dobrze i gdzie czujemy się bezpiecznie.
Może nie żyjemy w jakiś luksusach, nie stać nas na wiele rzeczy, ale dzięki temu bardziej je doceniamy, szanujemy.
Może w tym roku nie pojedziemy na wakacje na Majorkę, ale na pewno zobaczymy polskie morze. Wszyscy razem. I też będzie pięknie.
Ale przede wszystkim mamy siebie, jesteśmy zdrowi, jeszcze młodzi, jeszcze wiele przed nami, kochamy i jesteśmy kochani. Mamy rodzinę a to jest najważniejsze. 
Więc jeśli jeszcze raz ktoś mnie zapyta czy jestem szczęśliwa, śmiało odpowiem, że
 TAK, JESTEM SZCZĘŚLIWA!
Muszę tylko zacząć to w końcu doceniać.










niedziela, 26 maja 2013

Dzień Mamy

O siódmej rano obudził mnie sms:
Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Mamy życzą Maja i Kuba.
Patrzę na moje dzieci
śpią w najlepsze.
Sms oczywiście był od męża, ale jakże miły.
Kuba, przejęty świętem, zaproponował, że to on dzisiaj zrobi mi śniadanie. 
Chodzi grzeczny i miły od rana. 
I tylko przypomina, że za tydzień jest jego święto, Dzień Dziecka.

A jutro impreza z okazji Dnia Matki w przedszkolu. Dzieci od jakiegoś czasu po kryjomu przed rodzicami ćwiczą swoje kwestie i wierszyki, więc w tym roku będzie to całkowita niespodzianka. 
Kuba nawet słowem nie pisnął co przygotowali z paniami z przedszkola i jakie prezenty zrobili własnoręcznie.
To wszystko dopiero jutro.

Z okazji Dnia Matki 
wszystkim mamusiom życzę zdrowia, szczęścia, pociechy z dzieci, miłości a także dużo wyrozumiałości dla swoich dzieci.
A przede wszystkim wielu szczęśliwych i spokojnych chwil spędzonym ze swoimi pociechami nie tylko w ten szczególny dzień, ale i przez cały rok.




I na koniec taka perełka.
Pisałam Wam ostatnio, że Majka powtarza usłyszane słowa.Ostatnio byliśmy u babci. Babcia rozwiązywała krzyżówkę i zastanawiała się nad hasłami.Maja bawiła się spokojnie sama gdzieś obok.
 W pewnym momencie babcia powiedziała:
-Pierś, jak inaczej można powiedzieć na pierś?
Biust? Nie pasuje...
Cycki?
Na to Maja jakby nigdy nic podniosła głowę i z uśmiechem na ustach woła CYCKI!

czwartek, 23 maja 2013

Słowniczek Mai

Rozgadała mi się córka ostatnio. 
W ostatnich dniach zaczęła jasno komunikować się z nami. Sama przychodzi i mówi, że chce pić, jeść, iść na spacer. Na spacerze króluje "buju" czyli huśtawka i oczywiście "pac" czyli plac zabaw, na którym huśtawka się znajduje.
Maja informuje nas ostatnio, że zrobiła (lub robi właśnie) kupę i chce zmienić pampersa wołając "pupi" i paluszkiem wskazując na pieluchę . Niestety o nocniku w dalszym ciągu nie ma mowy. Ale myślę, że jeśli zawartość pieluchy zaczęła jej przeszkadzać, jesteśmy już na dobrej drodze.
Maja codziennie rano budzi mnie słowami "mama stań", na ogół później słychać "mama czita" i paluszek kieruje w stronę regału z książkami. Co lepsze potrafi dokładnie powiedzieć, którą książeczkę chciałaby przeczytać np "babo" na Bambo, "puk puk ktio to" na książeczkę z drzwiami A.C. Tidholm, "pan o" na Okulary.
Przy śniadaniu woła "lala mniam ", bo przecież lala na pewno też jest głodna i trzeba się z nią podzielić zawartością talerza. Po każdym posiłku trzeba zrobić "myju", lali też ;)
Na babcię już nie wołamy baba, ale ku jej uciesze "babcia" a wujo to już nie "wu", jak było do tej pory, ale "bujo". W dalszym ciągu jednak jej ulubieńcem jest dziadzia i to słowo słychać u niej najczęściej.
Co jakiś czas w ciągu dnia Maja podchodzi do drzwi na taras i woła "dzi", chcąc aby ktoś jej te drzwi otworzył. Albo po prostu robi puk puk i sama sobie odpowiada "ktio tio" powodując ataki śmiechu u domowników.

Co jeszcze?
"zaj"- zając maskotka
"pu"-podusia
"dzidzi"- na wszystkie dzieci, a ostatnio przeglądając się w lusterku, Maja stwierdziła, że też jest dzidzią,
"dzieci"- zamiennie z dzidzi"
"miau"- na wszystkie koty, jakie zobaczy
"aaa"-woła, kiedy chce spać
"si"- śpi
"ato" - auto
"miś"- na misia
"paja"- to łopatka do piasku
"sisi"- woła pokazując nocnik
"pan"- na wszystkich obcych panów i czasem panie?
"pani"- to oczywiście pani

Oprócz tego Maja zaczęła powtarzać wszystkie nieskomplikowane słowa, które usłyszy np but, chodź, cześć, idź itp.
Czasem potrafi nieźle mnie zaskoczyć jakimś nowym słowem w najmniej oczekiwanym momencie np ostatnio wchodząc do naszej piekarni krzyknęła "cześć" do dziewczyny, która stoi za ladą.

Z każdym dniem pojawiają się nowe słowa i z każdym dniem moja córka robi się bardziej komunikatywna i bystrzejsza.
Rośnie i rozwija się tak szybko, że nie nadążam nawet spisywać tego wszystkiego.
Jeszcze niedawno była taką małą kruszynką a jedynym dźwiękiem jaki wydawała całymi dniami było ba ba.

Z nowości Maja wreszcie dobiła do 80 cm i dzięki temu nauczyła się wchodzić na łóżka, krzesła, wózek itp. zupełnie samodzielnie i bez żadnego problemu. Teraz ulubionym zajęciem jest bieganie i skakanie po łóżku póki mama  jej z niego nie zdejmie.
Weszłyśmy więc w etap "Maja zejdź, bo spadniesz" :)





Tak było jeszcze parę dni temu.
I pomyśleć, że od wczoraj na dworze tylko deszcz i deszcz i 13 stopni...

poniedziałek, 20 maja 2013

Pierwszy bunt... ?

Maja od jakiegoś czasu udowadnia nam, że jest prawdziwą kobietą- zawziętą, nieustępliwą, zadziorną, mającą swoje humory i kaprysy, lepsze i gorsze dni. 
Jednego dnia jest uśmiechnięta, wesoła, grzeczniutka, że aż miło, spokojna, zaczepia wszystkich w parku, rozdaje uśmiechy na prawo i lewo,  dzieli się swoimi zabawkami, sama chętnie zjada zupki, deserki itd.
Po prostu cud miód. Mały aniołek.

Ale, jak na prawdziwą kobietę przystało,Maja ma też swoje gorsze dni. 
I wtedy biada temu, kto ma tą przyjemność przebywać z nią w jednym pokoju bez zatyczek do uszu. 
Bo głosik to ona ma. I potrafi go używać, kiedy czegoś bardzo chce.
Bywają takie dni, że założenie Mai body stanowi nie lada wyzwanie, że na widok porannej kaszki zwiewa gdzie popadnie w najdalszy kąt w domu, że żeby  wyciągnąć ją z placu zabaw,trzeba użyć nie byle jakiego podstępu, a do zmiany pampersa przydałyby się jakieś pasy, albo co najmniej dwie osoby do trzymania dziecka.  
W takie dni wszystko jest na NIE i nawet ulubione zabawki są rzucane w kąt, spacer z mamą za rękę to największe zło a dobre są tylko własne ścieżki.

Bywają takie dni, że padam zmęczona wieczorem szybciej niż dzieci i marzę tylko o tym, żeby ktoś mnie zabrał  stąd jak najdalej,  na jakąś bezludną i najlepiej bezdzietną wyspę.
Tak chociaż na parę dni...
Choć wiem, że już na drugi tęskniłabym strasznie...

Dziś był niestety jeden z tych gorszych dni. 
Byliśmy u teściów na działce, Maja mało spała, cały dzień spędziła na powietrzu, biegała, ganiała się z pieskiem a wieczorem była już tak zmęczona, że marudziła bez przerwy.
W pewnym momencie aż zaniosła się płaczem, zrobiła się sina i omdlała na sekundę i mimo, iż widziałam takie przypadki już nie raz, choć Mai się to nie zdarzyło wcześniej,  i wiedziałam co robić, to i tak przestraszyłam się nie na żarty. Przez ułamek sekundy nie wiedziałam czy Majka się ocknie i to było naprawdę straszne uczucie. I myśl, że mogłoby jej się coś stać, że moglibyśmy ją stracić... 
Nie życzę tego nikomu....

W takich dniach na prawdę brak mi męża, jego wsparcia i pomocy w codziennych sprawach, w opiece nad dziećmi. 

Idę dziś spać z  nadzieją, że jutro będzie jeden z tych lepszych dni...





piątek, 17 maja 2013

O miłości bezgranicznej...



Ranek, godzina 6,  Maja stoi w swoim łóżeczku i woła: 
-mama STAŃ!, 
na co zaspana i ledwo przytomna mama odpowiada: 
-Maju jeszcze śpimy, jeszcze za wcześnie...
Maja kładzie się więc na poduszce, leży 5 mn, kręci się, wstaje, kładzie, znów wstaje, po czym woła :
-mama STAŃ!
-Maju jeszcze nie wstajemy, połóż się kochanie, jest jeszcze bardzo wcześnie....
 Maja znów kładzie się na poduszce i leży następne  5mn.
Po chwili słychać:
-Mama czita (czyta)
Mama (wciąż jeszcze nieprzytomna) otwiera w końcu oczy i pyta:
-Maju, a  co Maja chciałaby przeczytać ?
-Babo!! Daj Babo! (Bambo)
krzyczy Maja
-Maju cichutko, bo Kuba jeszcze śpi.
Na to Maja przykłada swój mały paluszek do ust i cichutko, jak najciszej umie przesłodko szepcze:
- Ciii,  aaa...
Po czym uśmiecha się tym swoim uśmiechem nr 1, patrzy wielkimi błękitnymi oczami a mama...
mama w tym momencie zapomina o tym, że jest niewyspana i ledwo przytomna ,że jest dopiero 6 rano, 
bierze córkę na ręce, wtula  w puszyste loki pachnące najsłodziej i najpiękniej  na świecie i czyta,
bo kocha tak bardzo, że chyba bardziej już się nie da...


Maja na działce u pradziadków:










wtorek, 14 maja 2013

Szalony weekend!

A dokładnie szalony  jest mój mąż.
Jeszcze w czwartek na wieczór rozmawialiśmy ze sobą na skypie i nawet słowem się nie odezwał co planuje.
Mówił tylko, że w piątek będzie miał ciężki dzień, bo musi iść wcześniej do pracy.
Myślałam więc, że pewnie wieczorem będzie zmęczony, zamienimy tylko parę słów na skypie  i położy się spać.
A on dzwoni wieczorem ,że ma wolny weekend, jest już spakowany, zaraz wsiada w samochód i nad ranem powinien być u nas. 
Przyjechał dosłownie na dwa dni, w tym oczywiście w sobotę musiał trochę odespać podróż. 
Znów przywiózł ze sobą całą torbę słodyczy (zastanawiam się czy to z premedytacją przywozi moje ulubione, żeby  mnie podtuczyć troszkę, jak mi tyłek urośnie to nikt mnie nie będzie chciał podczas jego nieobecności?).
Myślę, że przyjedzie jeszcze parę razy i będę miała taki zapas słodkości, że starczy jeszcze na  paczki świąteczne  dla dzieci  :)

Niestety znów do szczęścia zabrakło nam pogody.
 Całą sobotę lało i było zimno a w niedzielę wcale nie lepiej.
Nie pozostało nic innego, jak odwiedzić figloraj.





zdjęcia niestety tylko z komórki, stąd ta jakość...

Mąż wrócił do pracy a nas dopadł katar (oj już zapomniałam prawie co to jest!) i kichamy i smarkamy wszyscy całą trójką a nawet czwórką, bo zaraziliśmy jeszcze mojego brata.
A co !

A jutro pierwsza wizyta Maj u dentysty i kontrola Kuby.
Ja jestem chyba bardziej zestresowana niż on!

czwartek, 9 maja 2013

A w sercu maj...

Kiedy byłam dzieckiem i jeszcze w czasach szkolnych, moim ulubionym miesiącem, pewnie tak jak dla większości Was, był lipiec. 
Wiadomo wakacje, wyjazdy, luz i brak jakichkolwiek obowiązków, no i oczywiście szkoły.
Od jakiegoś czasu jednak takim miesiącem jest maj. 
Maj to miesiąc na który co roku czekam z utęsknieniem, marzę o nim przez całą długą zimę, brnąc w zaspach śnieżnych, marznąc na spacerach.
Na pierwsze takie naprawdę ciepłe dni, kiedy już o 8 rano można wyjść na dwór z krótkim rękawem, nie zabierając ze sobą stosu niepotrzebnych rzeczy, kurtek, czapek, szalików.
To miesiąc kiedy doceniam i celebruję każdy ciepły dzień, dopiero co zazielenione drzewa, kwitnące kwiaty, ciepło słońca a większość czasu spędzam właśnie na dworze nie narzekając jeszcze, że mogłoby być jednak chłodniej.

Ostatnio każdy dzień rozpoczynamy od spaceru . 
Najpierw odprowadzamy Kubę do przedszkola a potem szybko biegniemy z Mają na jeszcze pusty plac zabaw. 
Zadziwia mnie moja córka, jak doskonale zna już ścieżkę tam prowadzącą. I co dzień ten sam pisk szczęścia na widok znajomych już huśtawek i zjeżdżalni.
Rozkoszujemy się  ciszą jaka tam panuje wcześnie rano, zupełnie niepodobną do tego, co dzieje się tam w późniejszych godzinach, zapachem trawy mokrej od rosy, słońcem, które jeszcze nie przebiło się przez linię drzew, odgłosami przyrody.
Z tak rozpoczętym dniem  wierzę, że wszystko w tym naszym życiu się jakoś poukłada, że musi być w końcu dobrze. Że może już niedługo znowu będziemy wszyscy razem we czwórkę, tak jak to powinno być.
Nie może być przecież inaczej. Prawda?











 c

wtorek, 7 maja 2013

Majówka...

Długo wyczekiwana a minęła nam nawet nie wiem kiedy. 
 D. przyjechał już w niedzielę przed weekendem majowym i spędził z nami cały tydzień. I chociaż spędziliśmy go raczej domowo, to gdyby nie padający deszcz mogłabym napisać, że był prawie idealny.
 Od kiedy D. pracuje za granicą, każdy taki weekend jest dla nas takim rodzinnym  świętem. Maja szczęśliwa nie odstępowała taty na krok a pierwszymi słowami Kuby jak go zobaczył było
-A pamiętasz, że obiecałeś mi, że jak przyjedziesz, to kupisz mi nowy rower!
A więc rower nowy jest i dla Kuby i dla Mai (biegowy, na który jeszcze brakuje jej parę centymetrów, ale co tam, już jest!) a tata wrócił do pracy, by zarabiać na następne zachcianki dzieci.

Zapraszam Was teraz na fotorelację:

Dużo spacerowaliśmy:


Kuba i jego "hodowla" robaków:


Maja próbowała też znaleźć coś dla siebie:






Byliśmy też w łódzkim ZOO:








Temu to chociaż było ciepło;)


Kuba bardzo chciał zobaczyć lwa, ale niestety lwy nie miały zamiaru wcale wyjść na wybieg. Na szczęście był taki zastępczy:


I tygrys też dał się pogłaskać:




Oczywiście nie mogło się obejść bez lodów:


A ci co loda nie dostali próbowali zjeść inne rzeczy:


Były też i gofry z bitą śmietaną i owocami. Mmmm, pycha!




Niedziela. I znowu lody...


I babciny ogród:


Pierwszy pomocnik:





Nie mogło też zabraknąć placów zabaw:





Oprócz tego był jeszcze wyjazd do dziadków (rodziców D.) i figloraj.
Oj działo się, działo  w ten weekend.
Z niecierpliwością czekamy na następny taki :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...