czwartek, 29 sierpnia 2013

Już czas...

Wrzesień nieubłaganie zbliża się wielkimi krokami a wraz z nim wiele spraw  i masę rzeczy do załatwiania, przemyślenia. Trochę zmian w naszym życiu. 
Lato się kończy. Wakacje praktycznie za nami. Kuba szykuje się powoli do zerówki . Do kupienia cała masa rzeczy począwszy od strojów na gimnastykę, buty do przedszkola, ale i ubrania na jesień, bo ze wszystkiego już powyrastał.
  
Dziś też dostaliśmy telefon ze żłobka, do którego składaliśmy papiery. Mieliśmy sami dzwonić w połowie wakacji, ale ciągle mam masę wątpliwości. Maja została przyjęta i może zacząć uczęszczać od 26 września. Do jutra mam podjąć decyzję czy zapisujemy ją czy nie. 
Jeśli chodzi o mnie to chyba nie jestem na to jeszcze gotowa a co dopiero Maja. Z jednej strony zostałabym z nią jeszcze rok, ale z jednej pensji ciężko, przydałaby się druga. Obaw całe mnóstwo. Nie wiem  też jak pogodzę pracę z odwożeniem dwójki dzieci rano i odbieraniem ich do 16,30, bo do tej godziny pracuje żłobek. Męża przecież ciągle nie ma.
 Maja wciąż wydaje mi się jeszcze taka mała i tak bardzo zżyta ze mną. Zupełnie nie przyzwyczajona do zostawania z innymi osobami. Decyzja trudna, ale ciągle myślę, że przecież Kuba też poszedł jak miał dwa lata i wyszło mu to na dobre. Lubił chodzić, nauczył się wiele, stal się samodzielny i odważniejszy a to przecież ten sam żłobek i przesympatyczna Pani dyrektor, która ma do dzieci tyle serca i ciepła.
No i zawsze przecież możemy zrezygnować, jakby było coś nie tak.

Na razie cieszymy się jeszcze latem i staramy się zapomnieć o jesieni.


z moją chrześnicą


 sąsiedzi teściów mają takie prawdziwe  gospodarstwo

 Maja była zachwycona świnkami

 ulubieńcy Mai, nieodłączni towarzysze zabaw




nie ma to jak jagodzianka :)


sobota, 17 sierpnia 2013

Wspomnienia tak bliskie

Dziś myślami jestem bardzo daleko stąd. W miejscu oddalonym o dziesiątki kilometrów. I lat.
Dziś jestem znowu dzieckiem. Jest lato, pewnie lipiec. Bo to zawsze był lipiec. Jestem na wakacjach, w ośrodku wczasowym, nad jeziorem. Jest ze mną moja koleżanka K., z którą spędzałam każde wakacje. Ba, czekałyśmy na te wakacje cały rok. Dogadywałyśmy szczegóły już od wiosny, martwiłyśmy się czy na pewno pojedziemy i czy na pewno w tym samym terminie. Aż w końcu przychodził lipiec i byłyśmy tam. Szczęśliwe jak nigdy wcześniej ani później. I wciąż widzę jej uśmiechniętą twarz, te drewniane domki, las, zalew, wyspę, tysiące godzin przegadanych do późna, powroty do domków już po ciemku, nocne podchody, godziny przegrane w pingponga i na trambambuli. Sobotnie kino objazdowe i filmy dla starszych, które oglądałyśmy. Pierwsze dyskoteki i miłości. Piesze wycieczki, zbieranie szyszek, łapanie żab, ogniska i kiełbaski pieczone na patyku. Hektolitry zjedzonych jagód prosto z krzaczka. I naleśniki z ketchupem pochłaniane w ogromnych ilościach. K. zawsze z mamą, ja z bratem i babią
Chyba nigdy jako dziecko nie byłam szczęśliwsza niż tam. Co roku, przez miesiąc. I płacz zawsze, kiedy już wracałyśmy do domów i musiałyśmy czekać kolejny rok.
I dziś oddałabym prawie wszystko by choć przez jeden dzień mieć znowu  jakieś 8 lat i być tam, z nią. Widzieć jej uśmiech na twarzy. Dziś kiedy wiem, że jej życie się wali i jest mi tak bardzo przykro i płakać się chce.
Dziś, kiedy życie tak brutalnie przypomniało nam, że to, co się skończyło już nie wróci choćbyśmy bardzo, ale to bardzo tego chcieli.
Jej mama. Najbliższa jej osoba. Rak płuc. Maksimum dwa miesiące...

K. jestem z Tobą w myślach i  w sercu

piątek, 16 sierpnia 2013

Farby- podejście pierwsze

Farby do malowania palcami ze stempelkami kupiliśmy już jakiś czas temu. W Biedronce za całe 9,99.
Leżały na półce i czekały na odpowiedni dzień (koniecznie przed praniem i sprzątaniem pokoju).
A, że wieczory ostatnio zrobiły się chłodniejsze, wcześniej wracamy ze spacerów do domu, wreszcie nadarzyła się okazja, żeby je wypróbować.
Byłam pewna, że Maję bardziej zainteresują same stempelki, ale i tym razem moja córka mnie zupełnie zaskoczyła, bo miała zupełnie inny pomysł na wykorzystanie farb.



Farby są z początku wzbudziły duże zainteresowanie Mai, zwłaszcza, że dało się je łączyć ze sobą na wiele sposobów. Wyglądem przypominają klocki za co wielki plus.


Później zaczęło się nieśmiało. Jeden kolor, paluszek zamoczony w farbie. Mama robiła stempelki, które jakby w ogóle Mai nie interesowały.


Za to samo rysowanie już tak. Niestety nie trwało ona zbyt długo w główce zaświtał inny pomysł.


A dlaczego by nie pomalować sobie nóg?



A na końcu, ku mojemu przerażeniu, dziecie zaczęło uciekać z farbami i tym sposobem zakończyliśmy malowanie.
Maja została wykąpana (na szczęście był już wieczór, więc i pora na kąpiel), podłogi umyte (i tu drugi plus za łatwą zmywalność) a farby schowane.
I chyba damy im jeszcze czas :) 

wtorek, 13 sierpnia 2013

Post modowo jesienny

Dziś pogoda u nas iście jesienna, choć lato jeszcze w pełni. 
Mimo świecącego słońca zabrałyśmy na spacer cieplejsze bluzki z powodu zimnego wiatru, który wieje od rana.
Dziś też pierwszy raz grabiłam w ogrodzie liście, takie jesienne, żółte. To chyba znak, że jesień tuż tuż.
Z tego też powodu wybrałyśmy się z Mają na małe jesienne zakupy do pobliskiej galerii. 
Tzn miały być małe, ale wyszło jak zwykle :)
Do dyspozycji miałyśmy trzy sklepy z odzieżą dziecięcą 5-10-15 (nie wchodzę), C&A i H&M, który mnie w tym roku mocno rozczarowuje.
Mimo tego  szafa Majki powiększyła się o parę rzeczy:


 


spodnie dział chłopięcy


leginsy (ocieplane) już z działu dla starszych


wszystko tu h&m

c&a

tunika F&F i leginsy h&m

W tym roku strasznie podoba mi się kolekcja Zary i  może już w przyszłym tygodniu wyciągnę męża (i jego kartę płatniczą :D ) i dokupimy jeszcze parę rzeczy, choć ciężko mi się zdecydować na wybranie tylko paru.


wszystko tu zara

A Wam jak się podoba?

piątek, 9 sierpnia 2013

21 miesięcy

Dawno nie było takiego postu podsumowującego.  Czas tak szybko leci, zwłaszcza teraz, kiedy całe dnie spędzamy na świeżym powietrzu, tygodnie i miesiące mijają nie wiadomo kiedy. Maja powoli zbliża się do swoich drugich urodzin. W przeciągu ostatnich miesięcy przeistoczyła się z bobasa w prawdziwą małą kobietkę, dość charakterną, mającą swoje upodobania, przyzwyczajenia, chętnie wyrażającą swoje zdanie.
Każdy tydzień przynosi też jakieś małe postępy. Już nie takie wielkie i spektakularne jak pierwsze kroczki czy słowa, ale jakiś nowy wyraz, szczebel wyżej na drabince na placu zabaw czy wieża z klocków ułożona nie z dwóch a z czterech klocków. Nagle układanka, która jeszcze wczoraj sprawiała trudność, dziś układa się bez problemu a zabawka, która nie cieszyła się większym zainteresowaniem, nagle staje się ulubiona.

 Głównym i najważniejszym jednak postępem ostatnich miesięcy jest możliwość komunikacji, która bardzo ułatwiła nam życie. Skończyły się złości, piski i krzyki, bo teraz, nareszcie, wszystko można powiedzieć, wytłumaczyć a mama w końcu kuma o co chodzi.
Słownik Mai wzbogaca się z dnia na dzień. Chyba nie byłabym już w stanie spisać wszystkiego, bo jest tego za dużo. Maja,  oprócz takich dłuższych i bardziej skomplikowanych słów, mówi już w zasadzie wszystko i składa proste zdania. Oczywiście w większości jest to jeszcze mowa trochę zniekształcona, w dalszym ciągu Maja ma problem ze spółgłoską k, Ciągle Kuba to Buba itd. Ale w zasadzie wszyscy są w stanie zrozumieć o co dokładnie jej chodzi i dzięki temu i ona zrobiła się o niebo spokojniejsza.
Myślę, że wielką tego zasługą są dziesiątki czytanych dziennie książeczek, tysiące kartkowanych stron i tłumaczeń, że to jest słoń, to okulary a to bębenek, że tu pan kosi trawę a tam chłopiec puszcza latawca. 
A później spacer i w parku i nagle słowa Mai "mama latawiec!", choć tak na prawdę pierwszy raz widzi go na oczy.
Kolejnym postępem jest to, że teraz każdą opcje można z nią przenegocjować, wytłumaczyć potrzebę np założenia tych butów a nie innych, bo akurat pada deszcz. I ona to rozumie, naprawdę. Słucha w skupieniu, analizuje i ustępuje. Odkłada sandałki i bierze kalosze, bo mama rzeczywiście ma rację. No i poza tym będzie mogła pochodzić po kałużach a w sandałkach nie.

Maja stała się prawdziwym kompanem do rozmów, spacerów, zabaw i wygłupów. Spacer z nią to nieskończona zabawa w nazewnictwo nowo poznanych rzeczy, ludzi, czynności.
Wciąż tylko ćwiczymy słowa Pan i Pani, bo Maja uparcie na wszystkich mówi Pan :)

To, z czego cieszę się równie mocno jak z nauką mowy, jest samodzielne jedzenie. A co za tym idzie, wreszcie jem ciepłe posiłki, wspólne, rodzinne a nie odgrzewane. Teraz obiad wreszcie należy do przyjemności i tylko nie raz trochę więcej sprzątania mi pozostaje. Apetyt Mai wciąż dopisuje i je naprawdę prawie wszystko. Wyjątkiem jest biały ser, taki w czystej postaci lub ze szczypiorkiem, z cukrem i z cynamonem też odpada.

Maja wciąż uwielbia czytać i to jest chyba jej ulubione zajęcie w ciągu dnia, ale chętnie bawi się też klockami, autami, lalami z drewnianego domku, które ciągle pakuje w Kuby samochody i wozi po mieszkanie, lubi układać też różnego rodzaju układanki i najprostsze puzzle z naszą pomocą.. Rysowanie poszło trochę w odstawkę, ale przecież w lato jest tyle ciekawszych zajęć na dworze. Nadal króluje plac zabaw, ale już nie huśtawki  a piasek, łopatka i wiaderko. Ewentualnie zjeżdżalnia i wspinaczki po wszystkich drabinkach i schodkach.

Nieodłącznym zestawem podróżnym Mai jest ulubiona maskotka tygrysek i jej mała poduszka. "Tigi i puja" jeżdżą z nami zawsze wtedy, kiedy śpimy poza domem, bo bez nich Maja po prostu nie uśnie. Potrafi obudzić się w nocy i szukać swojej "pui", przytula ją albo nakrywa sobie główkę, ale nigdy na niej nie leży. Traktuje ją raczej jako przytulankę.

Końcówka roku będzie przełomowa dla Mai. Być może ja wrócę do pracy a ona pójdzie do żłobka. Czekamy na wyniki rekrutacji, bo we wstępnej niestety się nie dostała. Może we wrześniu lub październiku będzie miała jakieś szanse. Zdecydowaliśmy z mężem, że jeżeli nie dostanie się do państwowego, zostanę z nią jeszcze w domu, ponieważ po przekalkulowaniu prywatne nam się zwyczajnie już nie opłaca. Bo jeżeli ponad połowę pensji będę musiała wydać na żłobek i przedszkole (Kuba będzie musiał być dwie godziny dłużej, więc będzie drożej) doliczając jeszcze koszty dojazdów, to zdecydowanie lepiej zostać z nią jeszcze w domu.
I po cichu mam taką nadzieję, bo nie mogę jakoś uwierzyć, że ten najfajniejszy etap jej dzieciństwa powoli się kończy a po powrocie do pracy to nie  będzie już to samo i gdzieś umkną mi te wszystkie godziny spędzone na wspólnej zabawie spokojnych spacerach bez żadnego pośpiechu :)








środa, 7 sierpnia 2013

Nocnik- trudny temat

Jeszcze parę miesięcy temu byłam pewna, że odzwyczajenie Maj od pampersów to będzie pestka. Jakże mogło by być inaczej, prawda? Z Kubą przecież tak łatwo poszło, załapał od razu. A Majka przecież we wakacje będzie już starsza, będzie miała dwa miesiące przewagi nad bratem. No i w końcu najważniejszy argument- drugie dziecko, czyli i doświadczenie większe itd.
Ta...sraty pierdaty....
Nie mogłam się bardziej mylić...
Zapomniałam o jednym podstawowym fakcie. Mianowicie Majka to nie Kuba a Kuba nie jest Majką. Dwoje różnych dzieci, dwa zupełnie odmienne charaktery.
I to, co z Kubą było łatwe, wcale nie jest takie proste z Mają.
Ba, z Mają w ogóle nic nie jest proste....

Podejść do tematu nocnika mieliśmy już dwa. Teraz jest trzecie. Efektów brak  jak na razie. Maja chętnie sadza na nocniku swoją lalę. Nawet ma nocnik dla lal. Mówi, że lala zrobiła siusiu. Mówi, że mama robi siusiu na kibelek. Pokazuje gdzie. Zdejmuje sobie pampersa, bo jej przeszkadza. Mówi, że chce jej się siku i kupę. Potrafi naprawdę długo wsztrzymać. Po nocy zdejmujemy jej suchego pampersa i w ciągu drzemki dziennej też. 
Według wszystkich poradników jest więc gotowa.
A efektów nadal brak, mimo iż chodzi cały czas bez pampersa i siada na nocniku, cały czas podsikuje podłogę i stara się to robić tak, żeby nikt nie widział. A później przychodzi i mówi, że zrobiła, żeby zetrzeć, bo mokro.
I nie pomagają tłumaczenia. przykłady. Książeczek już mamy ze trzy na ten temat.
Nocniki dwa. 
Maja niby rozumie, ale nie chce.
I teraz pytanie, czy to jednak jeszcze nie czas, czy może metody złe?
Poradzicie?


My cały czas na wsi u teściów. Męża mamy jeszcze przez chwilę.
Chronimy się w ogrodzie przed słońcem.
Dzieci nie wychodzą praktycznie z basenu.
A lato mija jak zwykle za szybko...





I na koniec moje dwa rozbrykane tygryski ;)




piątek, 2 sierpnia 2013

Przegląd tygodnia czyli...

trochę w mieście

manufaktura łódzka

 plaża w centrum miasta

 stacja Tuwim



 coś na ochłodę, głównie dla dzieciaków

i trochę na wsi

 Maja gwiazdorzy

 karmienie królików


 jeszcze nie dojrzałe, ale już niedługo

 uwielbiam te buźki umorusane od letnich owoców



i przejażdżka rowerem się trafiła 
taka 20 kilometrowa
i ciężarówką też

 pazur jest u mamy i córki

 nasze nowe nabytki
i już ulubione

Miłego weekendu!


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...