Od ostatniego postu minęło trochę czasu a ja potrzebowałam go, żeby sobie jakoś poukładać to wszystko o czym pisałam w poprzednim poście. Jednak czas robi swoje. Pozwala przemyśleć i znaleźć dobre strony zaistniałych sytuacji.
Zapisaliśmy Maję w końcu do żłobka. Umowa już podpisana, wyprawka zakupiona. Za tydzień Maja pójdzie po raz pierwszy. Na początek ze mną, żeby się przyzwyczaiła.
Ja jakoś mniej już przeżywam to rozstanie. Znam żłobek i wiem, że Maja będzie pod dobrą opieką a ja będę o nią spokojna ... w pracy.
No właśnie, wracam do pracy. Wreszcie odetchniemy trochę finansowo. Mąż znowu zamieszka z nami, bo i on będzie już niedługo pracował tu na miejscu a nie setki km stąd. Znów będziemy mieszkać wszyscy razem i znów będzie po prostu normalnie. Tak jak powinno być.
I to jest wielki plus tego wszystkiego.
Teraz już patrzę na to wszystko trochę inaczej. Dla mnie Maja zawsze będzie małą córeczką, ale muszę przyznać, że ostatnio zmieniła się, dojrzała troszkę. Co prawda nadal jej główną bronią jest płacz i krzyk (niestety, potwierdzić to mogą sąsiedzi), ale coraz częściej już tłumaczy i po prostu informuje co chce i o co jej chodzi.
Weszła też w etap zosi-samosi i wszystko musi robić sama. Zaczynając od jedzenia, mycia kończąc na wchodzeniu po schodach i maszerowaniu na spacerach bez wózka.
Ostatnio nagle nie straszne zrobiło się dla niej samotne wyprawy w drugą część ogrodu i majstrowanie przy furtce (a może uda się uciec na spacer) czy zostaniu pod opieką np dziadków.
I wcale nie ma już okrzyku powitalnego "mama", kiedy po nią przychodzę i łez w oczach "dlaczego mnie tu zostawiłaś". Bo Maja odkryła, że u dziadków (i bez mamy) też może być fajnie.
Córka rośnie, zmieniają się jej potrzeby, więc zmienia się też i jej pokój.
Ostatnio pojawiło się tam parę nowych rzeczy, jednak najwięcej radości sprawił jej stolik i krzesełko.
Stały się one centrum wszelakich zabaw, malowania i posiłków. A odkąd meble pojawiły się w domu, Maja stanowczo odmawia korzystania z krzesełka do karmienia.
Zresztą zobaczcie sami.
Stolik i krzesełko zakupione w Ikei (plusy mieszkania w Łodzi), za zabójczą kwotę niecałych 70 zł.
Radość Mai bezcenna :)