poniedziałek, 30 września 2013

No i stało się...

choć ja po cichu miałam nadzieję, że może nas to ominie. 
Maja od wczoraj chora. Z nosa się leje, kaszle pół nocy i większość dnia. 
Żłobek poszedł w odstawkę przynajmniej na tydzień.
A ja mam ochotę pójść do kierowniczki żłobka z awanturą. Powstrzymuje mnie tylko fakt, że później to wszystko mogłoby się odbić niekorzystnie na Mai.
No bo jak? Jak można zezwalać chorym, zakatarzonym i kaszlącym dzieciom na pobyt w żłobku?
Nie rozumiem.
Jak można patrzeć na zasmarkane dziecko cały dzień i nawet nie podetrzeć mu nosa pozwalając wcierać to wszystko w zabawki i inne dzieci?
Nie rozumiem.
Mam wielką ochotę przejść się na rozmowę, bo jeśli tak to ma wyglądać to ja pasuję.
Szkoda mi mojego dziecka i jego zdrowia....



piątek, 27 września 2013

Maja po przyjściu ze żłobka....

zjadłaby konia z kopytami

i banana... ze skórką 





dodatkowo jeszcze mamy śniadanie i dużego omleta.

Ale co tu się dziwić skoro w domu wszystko smakuje najlepiej ;)

środa, 25 września 2013

Początki bywają trudne

Minął dopiero trzeci dzień przygody Mai ze żłobkiem u mnie w głowie tysiące sprzecznych myśli i odczuć. 
Spędziłam z córką tam parę godzin, widziałam dzieci zasmarkane, którym nie ma kto wytrzeć nosa, płaczące, których nikt nie przytula, i takie co cały dzień chodzą z ulubiona maskotką i co chwila pytają o mamę, czy na pewno przyjdzie. Są oczywiście i takie zawsze uśmiechnięte, które bawią się beztrosko cały czas i one właśnie stanowią większość, ale dla mojego matczynego serca wystarczy widok choć jednego wiecznie smutnego i tęskniącego, nierozumiejącego zupełnie dlaczego rodzice zostawiają je z obcymi.
I jak pomyślę, że to może być moje dziecko, to mam ochotę podrzeć umowę, zabrać wszystkie rzeczy ze żłobka i siedzieć w domu z mniejszą ilością pieniędzy, ale ze szczęśliwym dzieckiem.
Tak, przechodzę chyba właśnie kryzys żłobkowy w przeciwieństwie do mojego dziecka, które jak na razie dobrze się bawi jak dotąd ze mną . Jednak za każdym razem, kiedy jakieś dziecko zapłacze, przybiega szybko do mnie upewniając się czy na pewno jestem jakby  przeczuwała, że niedługo i ona zostanie tu sama.
A ja najchętniej zamontowała bym jej jakąś kamerę, żeby w razie czego szybko przybiec i zabrać, przytulić.
Czy jestem jakaś przewrażliwiona? Czy wszystkie mamy tak mają?

Dziś u nas po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawiło się słońce. Skorzystaliśmy z okazji i wybraliśmy się na dłuższy spacer. Maja po raz pierwszy sama  zbierała kasztany i żołędzie (do tej pory nie dawaliśmy jej, bo uparcie chciała je zjeść) a później dumna zaniosła je wszystkie do domu stawiając na honorowym miejscu u siebie w pokoju.  Resztę dnia spędziła na przekładaniu ich z jednego pudełka do drugiego.
I po co dzieciom drogie zabawki? Wystarczy trochę kasztanów i  wyobraźni :)





poniedziałek, 23 września 2013

Żłobek- dzień pierwszy

Tyle było stresu, tyle zamartwiania a moje dziecko poradziło sobie świetnie. Zaraz po wejściu do żłobka, pani pokazała nam szafkę, Maja sama pochowała do niej swoje rzeczy i jaka dumna była, że teraz ona też ma swoją jak Kuba w przedszkolu. Po czym pokazałam jej drzwi i powiedziałam, że tam są dzieci i zabawki a ona popędziła od razu nawet się nie oglądając. Przez chwilę przyglądała się wszystkim i wszystkiemu a kiedy powiedziałam jej, że może brać zabawki (do tej pory uczyliśmy ją, żeby nie ruszała nie swoich np na placu zabaw) chwyciła wózek z lalą i przez półtorej godziny "spacerowała" tylko co jakiś czas upewniają się czy ja na pewno gdzieś tam siedzę. Nauczona dzięki Kubie, dzielnie broniła "swojego" wózka nie dając sobie zabrać go przez inne dzieci. Co jak co, ale walczyć o swoje to ona umie ;)
W sumie spędziłyśmy tam dwie godziny, po czym Maja zrobiła się śpiąca i wspólnie z paniami stwierdziłyśmy, że jak na pierwszy raz wystarczy. Maja sama schowała swoje buciki do szafki i stwierdziła, że wróci jutro.

Maja w drodze do żłobka z małpką

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że póki będę chodziła z nią, nie będzie problemów. Zaczną się pewnie dopiero, kiedy będzie już musiała zostać sama, ale mam nadzieję, że dzięki temu tygodniowi ze mną będzie jej łatwiej. Z początku i tak będzie tylko w godzinach 9- 15, z czego 2 godziny prześpi.
Jeśli chodzi o sam żłobek, trafiliśmy na te same panie, które opiekowały się Kubą, z czego jestem bardzo zadowolona. Poznały mnie od razu, wypytywały o Kubę i zapraszały go w odwiedziny. 
Dzieci w większości chore w domach a z pośród obecnych większość zakatarzona z gilami do pasa. Dla mnie był to szok, ponieważ tyle się mówi o tym, żeby chorych dzieci nie przyprowadzać do żłobka czy przedszkola. A i za czasów Kuby panie od razu dzwoniły do rodziców i kazały zabierać dzieci. Zresztą u Kuby w przedszkolu też tak jest.
 Patrząc na te wszystkie zasmarkane dzieci przypomniał mi się pierwszy rok Mai i ciągła walka z jej nieustannym i męczącym dla niej  katarem. I szczerze, nie chciałabym znowu przez to przechodzić, bo katar może i sam w sobie nie jest jakąś wielką chorobą, ale dla tak małego dziecka, które jeszcze nie umie dobrze się wysmarkać, bywa naprawdę uciążliwy. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję i wierzyć, że może jakimś cudem nas to ominie.

Po tak stresującym poranku odebrałyśmy Kubę z przedszkola i  poszliśmy odetchnąć trochę świeżym powietrzem do pobliskiego parku.
















sobota, 14 września 2013

Jesień czas zacząć

Muszę przyznać, że choć nie przepadam za jesienią,  największą frajdę sprawia mi kompletowanie właśnie jesiennej garderoby. Uwielbiam te wszystkie odcienie beżu i brązu, które rządzą o tej porze roku. Poza tym moim zdaniem kolekcje jesienne są najciekawsze i dające szerokie pole do popisu.
My, jak zwykle z powodów finansowych, kupujemy tylko to co faktycznie jest potrzebne i tyle ile faktycznie dzieci będą potrzebowały. Choć kupiło by się dużo, oj dużo więcej zwłaszcza dla Mai kolejną sukienkę, choć niepraktyczną, ale jakże piękna.

Dziś chciałam pokazać Wam nasze ostatnie jesienne zakupy dla Mai i to, co mnie ujęło w najnowszych kolekcjach.

leginsy zara, h&m, F&F, pepco,
 bluzeczki zara, kaphahl, pepco, 
sweter kaphahl,
trampki F&F 


bluzeczki F&F

czwartek, 12 września 2013

Idzie nowe

Od ostatniego postu minęło trochę czasu a ja potrzebowałam go, żeby sobie jakoś poukładać  to wszystko o czym pisałam w poprzednim poście. Jednak czas robi swoje. Pozwala przemyśleć i znaleźć dobre strony zaistniałych sytuacji.
Zapisaliśmy Maję w końcu  do żłobka. Umowa już podpisana, wyprawka zakupiona. Za tydzień Maja pójdzie po raz pierwszy. Na początek ze mną, żeby się przyzwyczaiła.
Ja jakoś mniej już przeżywam  to rozstanie. Znam żłobek i wiem, że Maja będzie pod dobrą opieką a ja będę o nią spokojna ... w pracy.
No właśnie, wracam do pracy. Wreszcie odetchniemy trochę finansowo. Mąż znowu zamieszka z nami, bo i on będzie już niedługo pracował tu na miejscu a nie setki km stąd. Znów będziemy mieszkać wszyscy razem i znów będzie po prostu normalnie. Tak jak powinno być.
 I to jest wielki plus tego wszystkiego.
 
Teraz już patrzę na to wszystko trochę inaczej. Dla mnie Maja zawsze będzie małą córeczką, ale muszę przyznać, że ostatnio zmieniła się, dojrzała troszkę. Co prawda nadal jej główną bronią jest płacz i krzyk (niestety, potwierdzić to mogą sąsiedzi), ale coraz częściej już tłumaczy i po prostu informuje co chce i o co jej chodzi. 
Weszła też w etap zosi-samosi i wszystko musi robić sama. Zaczynając od jedzenia, mycia kończąc na wchodzeniu po schodach i maszerowaniu na spacerach bez wózka. 
Ostatnio nagle nie straszne zrobiło się dla niej samotne wyprawy w drugą część ogrodu i majstrowanie przy furtce (a może uda się uciec na spacer) czy zostaniu pod opieką np dziadków.
I wcale nie ma już okrzyku powitalnego "mama", kiedy po nią przychodzę i łez w oczach "dlaczego mnie tu zostawiłaś". Bo Maja odkryła, że u dziadków (i bez mamy) też może być fajnie.

Córka rośnie, zmieniają się jej potrzeby, więc zmienia się też i jej pokój. 
Ostatnio pojawiło się tam parę nowych rzeczy, jednak najwięcej radości sprawił jej stolik i krzesełko.
Stały się one centrum wszelakich zabaw, malowania i posiłków. A odkąd meble pojawiły  się w domu, Maja stanowczo odmawia korzystania z krzesełka do karmienia.

Zresztą zobaczcie sami.




Stolik i krzesełko zakupione w Ikei (plusy mieszkania w Łodzi), za zabójczą kwotę niecałych 70 zł.
Radość Mai bezcenna :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...