poniedziałek, 28 października 2013

Prezenty, prezenty

Od miesiąca zastanawiałam się co też kupić mojej już prawie dwulatce na urodziny. Jako, że prezenty u nas w rodzinie te dla dzieci są przeważnie ustalane z rodzicami, czyli w tym wypadku ze mną, wiedziałam już od dawna, że Maja dostanie całą masę zabawek. Jakie, pokażę po urodzinach.
W tym roku jak i w zeszłym imprezy będą dwie i  jak zwykle dwa torty. W dniu urodzin, czyli 6 listopada, u nas w domu, dla dziadków i pradziadków i zaraz w sobotę u rodziców męża.
Jak się domyślacie wszystko trzeba zaplanować podwójnie.
Ale wróćmy do prezentów.
Jako, że zabawek cała masa, Maja dostanie to, z czego chyba cieszy się bardziej niż z kawałka świecącego plastiku. A przynajmniej coś, co zajmuje ją na długie godziny.

Po pierwsze Niezapominajek.
Ta książka czekała na Maję już od jakiegoś czasu schowana głęboko przed niszczącymi wszystko rączkami.
To piękna i  ciepła opowieść o małym zagubionym słoniku.







"Niezapominajek"  Michael Broad   
wydawnictwo BIS 
dostępny tutaj


Po drugie proste i doskonale wszystkim znane wierszyki dla dzieci, czyli to, co maluchy lubią najbardziej.







"Wierszyki 2- latka" Wydawnictwo Muza
dostępne tutaj

Po trzecie i czwarte Czu czu.
O produktach tej firmy słyszałam i czytałam same dobre rzeczy. Że ładne, że wytrzymałe i najważniejsze, że zbliżają do siebie dzieci i rodziców.
Gry takie jak domino czy memory nie może zabraknąć w żadnym domu, w którym są dzieci.
Sama pamiętam ile godzin spędziliśmy z bratem układając kolorowe obrazki, szukając pary.
Choć jestem pewna, że naszemu memory daleko było do tego jeśli chodzi o wzory i barwy i na pewno rozmiary.


Domino było nie planowane, ale  niestety leżało w sklepie obok memory i nie mogłam się oprzeć ;p
A i cena również była kusząca.
Do tego pomysł i wzornictwo, które na pewno zainteresuje niejedno dziecko.



Moje pierwsze memory
Mini domino safari
dostępne tu

I na koniec coś co pewnie zostanie już jako prezent na Mikołajki. 
Puzzle Trefl i niestandardowo, bo już za dużo zwierzątek, pojazdy, które Maja lubi nie mniej.


I to by było na tyle.

piątek, 18 października 2013

Jak brat z siostrą


Miłość Mai do brata ewoluuje. Z początku zaraz po narodzinach brat był tylko bardzo głośnym domownikiem, który nie raz odciągał uwagę mamy, o którą Maja stale walczyła. Później stał się doskonałym obiektem do obserwacji. Zawsze w ruchu, zawsze głośny, wesoły  i ogólnie rozbrykany.
Aż w końcu nadszedł ten dzień, kiedy Maja ruszyła najpierw na czworakach, później na dwóch nogach, a jej rączki zaczęły sięgać coraz wyżej i dalej... również po zabawki Kuby.
I tu się zaczęło "mama zabierz ją" "ona mi zniszczy" "ona mi zabiera". Ten etap jeszcze niestety do końca nie minął, ale od początku staram się uczyć Maję, że Kuby rzeczami zarządza Kuba i ma prawo nie dawać jej wszystkiego. Tylko, że akurat według Mai, zabawki brata są o wiele ciekawsze, bo mniej dostępne.
Przyszedł jednak taki dzień, że Kuba zaczął się dzielić. Ba, zaczął nawet wciągać Maję w niektóre swoje zabawy. Skutki tych zabaw są różne, ale przecież to dopiero początki.
I nagle Maja odkryła , że Kuba jest nie tylko obiektem do obserwacji, ale że to właśnie on wymyśla najciekawsze zabawy, najgłośniej się śmieje, najszybciej biega, najlepiej rysuje.Stał się przykładem i obiektem do naśladowania. 
Jeśli rano Maja jedzie do żłobka, tłumaczy sobie, że Buba też jest w przedszkolu, jeśli je obiad mówi, że Buba też pewnie właśnie je obiadek w przedszkolu. Jeśli musi wziąć jakieś mało smaczne lekarstwo, dajemy najpierw Kubie a ona łyka , bo Buba też połknął. 
Od rana, kiedy Kuba jest w przedszkolu co chwila pyta kiedy przyjdzie. Po południu chodzi za nim krok w krok i nie daj Boże on zachce iść do ogrodu bez niej, jest płacz. I zawsze, kiedy dostaje jakiś owoc/ciastko/serek bierze dwa.
Dla siebie i dla brata.
Dumna jestem z nic niesłychanie i po cichu marzę, żeby tak już zostało na zawsze.
Bo rodzeństwo to prawdziwy skarb.








wtorek, 15 października 2013

Grzeczne czy nie?

Ostatnio na blogach pojawiło się wiele tekstów odnośnie wychowywania dzieci i o "ciociach dobra rada". Chyba nie ma mamy, która choć raz nie usłyszała  krytyki pod swoim adresem odnośnie sposobu wychowywania własnego dziecka czy to od rodziny czy od zupełnie obcych osób. Ja osobiście strasznie nie lubię uwag, że np za ciepło ubieram dzieci, za zimno, że zmarzną, że powinny się zachowywać tak a nie inaczej, że powinnam wymagać mniej a za chwilę więcej. Myślę, że żadna matka tego nie lubi a jak często to właśnie one kierują takie uwagi w stosunku do innych.
Pół biedy jeśli jest to własna matka, teściowa, babcia, bo one w swoim mniemaniu działają przecież najczęściej w dobrej wierze, choć często powodują skutek odwrotny. Co innego jeśli jest to zupełnie obca osoba, którą guzik tak naprawdę obchodzi moje dziecko a chce ona jedynie pokazać, że przecież ona wie lepiej bo sama ma dzieci,ma wykształcenie pedagogiczne (które z praktyką nie ma nic wspólnego) lub po prostu przeczytała kiedyś jakąś mądrą książkę.
Osobiście też bardzo nie podoba mi się generalizowanie wszystkich dzieci, które najczęściej widać w żłobkach czy przedszkolach. Panie tam mają jedną regułę na wszystkie dzieci, nie patrząc, że przecież każde z nich jest zupełnie inne. Jedno przystosowuje się do nowej sytuacji dzień, dwa a drugie miesiąc. 

Do tej pory wychowując Maję w domu miałam pewien schemat, którego się trzymałyśmy. Nigdy nie czytałam żadnych mądrych poradników, księżyk, nie interesowałam się co to jest RB, BLW  itp. Ba, pewnie gdybym nie miała bloga i nie czytała innych nawet nie wiedziałbym, że takie pojęcia istnieją. Pojęcia, bo same metody, jak np to, że niemowlę je samo ręką stosowałam już z Kubą, gdzie jeszcze te 6 lat temu nie było słychać o czymś takim jak BLW. Po prostu wydawało mi się to naturalne, jak i to, że dziecko od samego początku potrzebuje głównie ciepła, miłości i zrozumienia.
To czy ja karmię piersią czy butelką, czy śpię z dzieckiem, czy osobno nie powinno nikogo obchodzić, bo na pewno wszystko co robię , robię z miłością  i z miłości do własnych dzieci.

Mając dwójkę dzieci nauczyłam się, że każde dziecko jest inne i nie ma jednej recepty na wychowanie. Nie ma reguły, która pasowała by zarówno do jednego jak i do drugiego. I tak np. Kuba od najmłodszego uwielbiał spać ze mną w łóżku przytulany i smyrany po policzku, tak Maja nie uśnie, jeśli nie będzie w swoim własnym łóżeczku i nie będzie miała ciszy i zgaszonego światła.
Ot, dwoje dzieci wychowanych przez te same osoby a jakże innych.

Od jakiegoś czasu Maja poszła do żłobka i tu zaczęły się schody. Bo co innego, kiedy słyszy się uwagi od innych, które tak naprawdę wypuszcza się drugim uchem, a co innego, kiedy ktoś swoje racje zaczyna wcielać w nasze życie i wychowanie naszego dziecka.
Już pierwszego dnia usłyszałam od jednej z pań, że za ciepło ubrałam Maję, choć ja zmarzłam w swetrze siedząc tam z nią dwie godziny. Maja miała body i cienką bluzeczkę i przesiedziała koło mnie cały czas. Bo skoro innemu dziecku biegającemu i bawiącemu się cały czas było ciepło, to i Mai, która z reguły bawi się w miejscu i jest ogólnie zmarzluchem, też powinno.
Wczoraj znów uwaga, że Maja nie pozwala sobie pomagać przy obiedzie. Na moje pytanie czy zjadła wszystko pani powiedziała, że tak, ale trochę się zalała. Czyli przysporzyła im problemu, bo jadła dłużej i musiały panie zmienić jej bluzkę. 
Szkoda, że panie nie widziały ile to ja się z nią namęczyłam, żeby zechciała sama wsiąść łyżkę do ręki, bo bardzo długo nie była tym w ogóle zainteresowana.
Inna sprawa picia. Na moje pytanie czy mogę przynieść niekapek, bo Maja tylko z takiego pije, padła odpowiedź, że jak to niekapek! W tym wieku absolutnie nie wolno, bo niszczy zgryz!

Przytoczę tu jeszcze jeden przykład też wczorajszy tym razem z przedszkola. Kuba w grupie ma system kar i nagród. Dzieci są oceniane za pomocą znaczków. Za złe zachowanie chmurka, za dobre zwierzątko. Znaczki przyczepiane są na tablicy, nie na dziecku!
Jeśli dziecko nie ma chmurki, w piątek może przynieść zabawkę. Każdą chmurkę ma szansę poprawić.
Z tego co słyszę jest tak w większości przedszkolach i ja nie jestem temu całkowicie przeciwna. Panie muszą sobie radzić jakoś z dziećmi a dzięki temu dzieci mają motywację do np pomagania przy obiedzie.
Kuba wczoraj dostał chmurkę a ja zostałam wezwana na górę do pani. Idąc po schodach wyobrażałam sobie niewiadoma jakie historie, ale to co usłyszałam wprawiło mnie w osłupienie.
Pierwsze co powiedziała pani z wielkim oburzeniem, to to, że Kuba był dziś niegrzeczny.
I tu całkowicie przestałam myśleć o tym, co mógł nawywijać, bo słysząc taką uwagę na temat dziecka, z którym z reguły nie ma żadnych problemów, nie mogłam się powstrzymać od komentarza i  spytałam się jak to, on cały dzień był niegrzeczny?
Dalej usłyszałam, że Kuba poszedł do łazienki i zmoczył sobie włosy, po czym bez żadnego pytania jak, po co i dlaczego dostał chmurkę i łatkę "niegrzeczny" i usłyszałam, że po powrocie do domu koniecznie powinnam wymierzyć mu karę.
Spytałam się pani czy w ogóle zapytała się go dlaczego tak zrobił, pani powiedziała, że nie.
A gdyby się spytała, usłyszała by, że Kuba choruje ostatnio na irokeza i zapewne chciał na wodę postawić sobie włosy, by podobać się swojej "żonie". 
Czy zachował się niegrzecznie? Moim zdaniem raczej niewłaściwie. Ale czy pani powinna go od razu bez pytania oceniać i szufladkować?
Oczywiście po wyjściu z przedszkola rozmawiałam z Kubą na temat moczenia włosów.  Ale nie uważam, że sytuacja wymagała wymierzenia jakiejkolwiek kary, jak to sugerowała pani. Wystarczyło tylko wytłumaczyć.
A jednak niesmak pozostał....

Posyłając dziecko do żłobka, przedszkola czy szkoły nie da się uniknąć niestety takich sytuacji a wręcz czym dziecko starsze, tym zdarzają się one częściej.
Nam rodzicom pozostaje tylko z dzieckiem rozmawiać, tłumaczyć i słuchać.
Bo to w końcu my, a nie kto inny, znamy nasze dzieci najlepiej i sami wiemy, co dla niech jest dobre a co nie. A uwagi od "cioć", jak to napisałam wcześniej, wpuszczać jednym uchem a drugim...





czwartek, 10 października 2013

Pomocnik ogrodowy

Jesień przyszła a wraz z nią sterty liści w ogrodzie, które tworzą doskonałą zabawę dla Mai.
Mama z Kubą grabią a Maja rozrzuca je z powrotem w ciągu dosłownie paru minut.
A co! Bez nich nie byłoby widać, że to jesień ;P 






Katar i kaszel zażegnany.
W poniedziałek czeka nas żłobek-podejście drugie!

niedziela, 6 października 2013

Takie tam jesienne...

Maja powoli odzyskuje siły po chorobie. Ostatnie dni  nie było łatwe i dla niej to był ciężki tydzień.
Jeszcze w tym tygodniu pewnie nie wróci do żłobka, bo i zakaszleć jeszcze jej się zdarzy i też chcielibyśmy, żeby poszła już zupełnie zdrowa i z nowymi siłami.
Na razie powoli wraca do siebie.
 Na szczęście mamy wreszcie piękną polską złotą jesień na dworze, pogoda sprzyja długim spacerom, zbieraniem kasztanów,  a dziś u nas na termometrze było aż 17 stopni!
W sobotę przyjechał do nas mąż. Ale jakże mogłoby go nie być, skoro jego córeczka taka biedna i chora a on przecież świata poza nią nie widzi.
Przyjechał, pojechał a my znowu sami zostaliśmy i czekamy już na następny weekend.


Za każdym razem kiedy patrzę na Maję i jej ciekawość świata, nie mogę się nadziwić, że nie umknie jej żaden szczegół, żadna zmiana. I tym razem wchodząc do parku długo przyglądała się dużej ilości kolorowych liści jaka pojawiła się na ziemi. Ot tak, dla nas to coś naturalnego, normalnego. Dla niej coś nowego i niezwykle ciekawego. A później odkrycie, że kiedy się po nich chodzi wydają zupełnie nowe i nieznane dotąd dźwięki.
Uwielbiam to w niej.
Już pewnie domyślacie się jak się wyglądała dalsza cześć spaceru. Wszystkie sterty liści były nasze.





A po męczącym spacerze zasłużony odpoczynek z bratem.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...